Ładowanie
×

Rozmowa – dyrygent Radosław Droń

Gościem naszego wywiadu jest dyrygent Radosław Droń.

Za nami koncert muzyki filmowej, ale tej z lat trzydziestych. Niby muzyka trochę zapomniana, a publiczność rewelacyjnie się bawiła.
Przede wszystkim są to utwory, które każdy gdzieś słyszał i które po części gdzieś czasami sobie nuci w domu. Łukasz Matuszyk zrobił świetne aranżacje. Kapitalne było to, że potrafił w bardzo dobry sposób i z dobrym smakiem wprowadzić wiele znanych cytatów muzycznych, które słuchacze wychwycili bez problemu . Sam koncert i wprowadzenie nowego światła na znane utwory dało wiele radości zarówno wykonawcom jak i publiczności. Dowodem na to były gromkie brawa, jakie otrzymali wykonawcy.
Czy to trudna sztuka dyrygować i jednocześnie patrzeć na to, co dzieje się dookoła? Oprócz samej muzyki wykonywanej przez Orkiestrę Symfoniczną Filharmonii Sudeckiej, zetknęliśmy się z “a’la” spektaklem. Możemy powiedzieć, że byliśmy w teatrze muzycznym.
Było dużo ruchu scenicznego, z czego ważnym elementem jest czujność wszystkich. Trzeba zwracać uwagę na wiele drobnych znaków, na które umówiliśmy się podczas prób. Czasami bywa tak, że ktoś zrobi troszeczkę inaczej, ale dzięki tej czujności „łapiemy się” by to miało „ręce i nogi”.
Czy dyrygowanie Orkiestrą Filharmonii połączoną z sekcją jazzową sprawia większą trudność?
Myślę, że jest tocoś innego niż dyrygowanie stricte orkiestrą Symfoniczną, ponieważ grają z nami muzycy, którzy na co dzień wykonują muzykę rozrywkową i nie mają takiego doświadczenia grania w orkiestrze, co muzycy zatrudnieni w filharmonii. Wobec czego jest to specyficzne zadanie, aby połączyć te dwa światy: muzyków klasycznych i muzyków rozrywkowych, aby finalnie tworzyli jeden zgrany zespół.
Rzadko mamy do czynienia z tym, że boczne kurtyny na sali są odsłonięte. Dźwięki były tak intensywne, że trzeba było je wygłuszyć?
Wydaje mi się, że to była kwestia tego, że koncert był nagłaśniany. Być może dla efektu uniknięcia przytłoczenia dźwiękiem zostały wykorzystane kurtyny, które troszeczkę ten dźwięk pochłaniają.
W Filharmonii Sudeckiej był Pan rezydentem. To tutaj „szlifował” Pan swój talent. Cieszy się Pan z powrotu?
Do Filharmonii Sudeckiej zawsze przyjeżdżam z ogromnym sentymentem i wielką radością, ponieważ bardzo dużo czasu spędziłem będąc tutaj na rezydenturze. Kiedy mogę przyjeżdżać tu po latach i współpracować z muzykami, przy których stawiałem swoje pierwsze kroki, jest to dla mnie ogromna radość, za co bardzo dziękuję Dyrekcji. Jestem bardzo szczęśliwy, że w dalszym ciągu mogę przyjeżdżać do Wałbrzycha i współpracować ze wspaniałymi muzykami.
Dziękuję za rozmowę.
Rozmawiał Paweł Szpur

źródło zdjęć: Filharmonia Sudecka
foto-adamczyk.pl

  Łobaza jedzie na Mistrzostwa Europy

Share this content:

Opublikuj komentarz